Pleśnie i grzyby pojawiły się w łazience rok temu. Właśnie w tym czasie budowniczowie skończyli wszystko, co było do zrobienia, zabrali narzędzia i pospiesznie się wycofali, zostawiając mnie samego ze świeżą naprawą. Jednak, jak można się domyślić, jego przeznaczeniem było zachowanie świeżości przez krótki czas i nie wszędzie - po kilku miesiącach w łazience pojawiły się dziwne ciemne plamy.

Wojna pleśniowa etap 1 - szturm na najeźdźcę metodami ludowymi

Teren zajęty przez grzyba nie tylko traci estetykę, ale również staje się niebezpieczny dla zdrowia.Zarodniki, które znajdują się w ogromnych ilościach w powietrzu, dostają się do płuc, następnie do krwi, po czym rozprzestrzeniają się po całym ciele i osadzają się we wszystkich narządach, w tym w mózgu. Osoba zarażona cierpi na zaburzenia pamięci, zawroty głowy, brak sił witalnych. Czasami grzyb powoduje astmę oskrzelową i według najnowszych danych naukowych staje się przyczyną wielu chorób onkologicznych.

Ogólnie rzecz biorąc, było jasne, że nie można pozwolić, aby sytuacja toczyła się własnym torem. Już pierwszego wieczoru, machając wirtualną flagą z napisem „SOS”, udałam się na forum gospodyń domowych, gdzie doradzono mi kilkanaście ludowych sposobów radzenia sobie z pleśnią.

Ocet

Aby pokonać najeźdźcę, trzeba było wziąć ocet stołowy o stężeniu 9%, wlać go do butelki ze spryskiwaczem i hojnie potraktować wszystkie powierzchnie, na których osiedlił się grzyb. Po kilku godzinach umyj te miejsca zwykłym środkiem czyszczącym.Ale dla większej wierności przeszyłam też szwy wacikiem zamoczonym w occie.

Wynik delikatnie mówiąc nie przypadł mi do gustu. Pleśni było mniej, ale najwyraźniej nie planowała rezygnować ze stanowisk.

Mydło do prania

Tydzień później, po upewnieniu się, że czarna powłoka nigdzie nie zniknęła, zacząłem wdrażać alternatywną opcję:

    Kawałek 72% mydła do prania pociąłem zwykłą tarką kuchenną.
  1. Powstałe płatki zalałam litrem gorącej wody i odstawiłam na 20 minut do rozpuszczenia. Aby przyspieszyć ten proces, okresowo mieszałam drewnianym patyczkiem.
  2. Część przygotowanego roztworu wykorzystano do zmycia śladów pleśni – po 20 minutach aktywnego przecierania szwów myjką do naczyń ilość ciemnego nalotu znacznie się zmniejszyła. Resztą mydlanego płynu zwilżyła powierzchnię, która stała się prawie czysta, a ponieważ była już późna godzina, pozostawiła łazienkę w tym stanie do rana.Jak się później okazało, drugi krok był zbędny - ogólny obraz nie zmienił się zauważalnie.

Mydło do prania było w stanie trochę uspokoić grzyba na ścianach i podłodze w łazience, ale do całkowitego zwycięstwa nad wrogiem było jeszcze daleko.

Nadtlenek wodoru

Potem miałem wypadek w pracy, który trwał prawie miesiąc. Poświęcanie czasu na jakąś pleśń, gdy brakuje czasu dla niego i jego ukochanej, jest bluźnierstwem, więc nie podjąłem żadnych działań. Jednak potem musiałem jeszcze pamiętać o niebezpieczeństwie grzyba i przejść do trzeciej metody.

Po zaopatrzeniu się w aptece w trzy buteleczki 3% roztworu nadtlenku wodoru, ponownie uzbroiłam się w opryskiwacz i bez żalu opracowałam wszystkie miejsca, w których rozwinęła się pleśń. Nadtlenek skwierczał i pienił się - wydawało się, że chce spłoszyć grzyba, a nie spalić go siłą reakcji redukcji tlenu.

Jednak pleśń zaczęła stopniowo znikać. Stało się to na moich oczach, więc do fug płytek dodałem kolejną porcję nadtlenku. I - o cudzie! - godzinę lub półtorej godziny później łazienka była nie do poznania. W niektórych miejscach były jeszcze ciemne ślady (np. na styku ściany z bokiem), ale ogólnie efekt zadowalający. Aby to naprawić i "dobić" grzyba, zabieg powtórzyłam dwukrotnie w odstępie jednego dnia.

Na tym można by pomyśleć o wojnie z kontrowersyjnym wrogiem. Udało mi się jednak wytrzymać w stanie euforii nieco ponad trzy miesiące. W tym czasie pleśń zdążyła się znudzić i powróciła, zajmując teraz również część sufitu.

Sok z cytryny

Pewnego dnia zaczęłam sprzątać w lodówce i znalazłam tam torebkę cytryn, która już zaczęła się psuć. Od razu przypomniała mi się kolejna wskazówka z forum - dziewczyna powiedziała, że sok z tych owoców cytrusowych zabija pleśń i grzyby w łazience na jedną lub dwie.Trudno było w to uwierzyć, ale dlaczego nie spróbować?

Nie miałam specjalnej sokowirówki, więc musiałam skorzystać ze sprawdzonej przez kulinarnych metod - rozwałkować cytryny na stole, zamienić ich wnętrzności w owsiankę, a następnie przekroić na pół i przecisnąć przez ręka. Uzyskawszy w ten sposób całą szklankę soku, spryskałem nim te miejsca, gdzie nalot był swobodnie zlokalizowany.

Albo moje cytryny się pomyliły, albo pleśń okazała się miłośnikiem kwaśnego, ale efekt nie był zadowalający nawet po ponownym nałożeniu soku i odczekaniu całego dnia. Plamy grzyba tylko trochę się rozjaśniły.

Przerwa w działaniach wojennych i wizyta sąsiadów

Pewnego dnia sąsiedzi też rozpoczęli remont i postanowili wymienić rury wodociągowe, dlatego przyszli do mnie, aby omówić ten problem. Jednocześnie poprosili o obejrzenie łazienki, aby zdecydować, gdzie i jak wykonać fugi.

Naturalnie pleśń, która do tego czasu stała się dla mnie niemal rodzima, nie umknęła ich uwadze. Jak się okazało, kiedyś z podobnym problemem borykali się sąsiedzi i długo szukali rozwiązania. Środki chemiczne dawały krótkotrwały efekt - grzyb za każdym razem wracał.

W efekcie sąsiedzi po przekopaniu się przez tony literatury doszli do wniosku, że przyczyną pojawienia się pleśni jest:

  • wysoki poziom wilgotności, który stale się utrzymuje;
  • brak dobrej wentylacji (ten problem jest powszechny w starych domach);
  • stosuj materiały budowlane, które nie zawierają fungicydów - substancji, które nie pozwalają grzybowi osadzać się na powierzchni i kiełkować.

Sąsiedzi nie mieli pieniędzy na kompleksowy remont łazienki, więc poszli najtańszym sposobem – zainstalowali wymuszony wywiew, aby wilgotne powietrze nie zalegało w łazience, tylko od razu trafiało do rura wentylacyjna.A ponieważ w tym samym czasie mieli jeszcze jednego członka rodziny - kota - zrobili specjalnie dla niego mini-dziurę w drzwiach. Otwór ten miał spełniać jednocześnie dwie funkcje – zapewniać zwierzęciu całodobowy dostęp do tacy oraz gwarantować stałą wymianę powietrza.

Nie planowałem robić dziur w drzwiach, szczególnie pod nieobecność zwierząt, ale bardzo spodobał mi się pomysł z wentylatorem wyciągowym. Ale był jeszcze jeden niuans - korzystałam z łazienki nie tylko do brania prysznica, ale także do suszenia ubrań. Aby wiszące pranie nie stało się źródłem wilgoci, musiałam kupić suszarkę. Było drogo, ale jak się później okazało, zakup był w pełni uzasadniony.

Mold War Stage 2 - Profesjonalny atak na wroga

Po zamontowaniu wentylatora i suszarki pozostał jeden nierozwiązany problem - ten sam nalot na szwy między płytkami.Nie chciałem czekać, aż samo zniknie, nie mogąc przystosować się do nowych warunków klimatycznych. Kontynuować serię eksperymentów ze środkami ludowymi - też, chociaż soda oczyszczona, kwas borowy i olejek z drzewa herbacianego wciąż były na liście.

Musiałam iść po radę do tych samych sąsiadów. Co prawda nie pamiętali nazwy produktu, którego sami używali, ale zapewnili mnie, że każdy sklep z narzędziami ma ogromny wybór produktów przeciw pleśni.

I rzeczywiście - na półce było pięć czy sześć butelek w różnych kolorach, rozmiarach i cenach. Nawiasem mówiąc, kwoty na metkach zaczynały się od 250 rubli i aspirowały do bezchmurnej wysokości.

Nie jestem przyzwyczajona do kupowania chemii gospodarczej na chybił trafił, więc zaczęłam studiować etykiety. Co zaskakujące, fundusze te obejmowały:

  • podchloryn sodu (w różnych ilościach, ale wszędzie mniej niż 5%);
  • niejonowe środki powierzchniowo czynne;
  • smaki (nawiasem mówiąc, były obecne tylko w dwóch próbkach).


I co się dzieje? Czy trzeba płacić tyle pieniędzy za mieszankę wody z kranu, wybielacza i mydła? Odstawiwszy butelki na szybę, poszedłem po inne towary - „Beliznę” (kosztował tylko 16 rubli za litr 3% roztworu) i mydło do prania (najtańsze kosztowało 10 rubli). Razem 26 rubli przeciwko 250 - prawie dziesięciokrotna oszczędność!

W domu rozkruszyłam mydło i rozcieńczyłam wodą do stanu gęstej śmietany. Wlała „Whiteness” do butelki z rozpylaczem, wysłała tam trochę mydła i potrząsnęła nią. Powstałym roztworem spryskano wszystkie miejsca, w których był widoczny grzyb. Po kolejnych pół godzinie zwilżyłam myjkę i dokładnie przemyłam nią szwy. Trzeba było otworzyć okno w kuchni i jednocześnie drzwi wejściowe, aby ostry zapach szybko zniknął, ale szczęścia nie było granic – pleśń zniknęła. W ogóle. Mam nadzieję, że na zawsze.

Teraz okresowo dodaję wybielacz do wody, którą myję płytki w łazience. Ot tak, dla profilaktyki. Być może są to niepotrzebne gesty, ale czystości nie ma za dużo.

Byłoby mi miło, gdyby moje doświadczenie pomogło komuś wyeliminować pleśń w łazience, nie marnując bezsensownie czasu i pieniędzy. A dla tych, którzy znają inne sposoby - skuteczne i osobiście sprawdzone - podzielcie się proszę swoją historią walki z grzybicą.

Autor: Zhanna Tsvetkova

Kategoria: